Apulia, położona jest jak potocznie mówią na „obcasie włoskiego buta”. I jak każdy region we Włoszech jest miejscem wyjątkowym. Bajkowe domki „trullo”, zielone krajobrazy winnic, skaliste klify, piaszczyste i piękne plaże, krystalicznie czysta woda, średniowieczne miasteczka oraz wielka gościnność mieszkańców. Tak można to ująć w kliku słowach, Ciao a tutti!
Czy Puglia słynie nie tylko z malowniczych widoków? Słynie także z wyrobu serów. Wyjątkowym produktem regionu jest BURRATA – to świeży włoski ser – czyli woreczek z mozzarelli, wypełniony niteczkami sera i płynną śmietanką (straciatellą). Jej wyjątkowość odkrywamy dopiero po przekrojeniu, gdy wypływa kremowa straciatella. Ja uwielbiam ten przysmak. Yummy 🙂
Nasz pierwszy postój to niewielkie miasteczko Giovinazzo, które w starożytności było portem i istotnym punktem na szlaku handlowym. Najważniejszym zabytkiem jest pochodząca z przełomu XII i XIII wieku katedra. W miasteczku znajduje się malutki port z łódkami kołyszącymi się przy brzegu, promenada biegnąca wzdłuż morza, maleńka starówka i średniowieczne mury obronne.
Udało mi się, choć całkiem przypadkiem znaleźć rewelacyjną restaurację, w której gotuje prawdziwa włoska szefowa. Najlepszą rekomendacją tego miejsca był fakt, że zaraz po nas przyszła włoska rodzina. Zamówiłyśmy nie za wiele bo nie byłyśmy aż tak głodne, lunch na plaży zrobił swoje.
Na naszym stole znalazło się oczywiście różowe wino, burrata, sałata z tuńczykiem i talerz włoskich szynek. Do tego świeżo wypieczona foccacia. To była UCZTA przy samej nadmorskiej promenadzie. Jadłyśmy patrząc na piękny zachód słońca.
Po kolacji spacer po miasteczku, które tego dnia żyło pełnią życia – koncert na głównym placu. Moją uwagę zwróciła kolejka do okienka z pizzą. Widać, że wynosy są tu bardzo popularne.